Abstrakcyjne i całkowicie odklejone od rzeczywistości. Czasem przerażające, śmieszne, a nawet prorocze.

Sen - zniesienie świadomości, surrealistyczna projekcja w mojej głowie.



piątek, 26 marca 2010

NYPD

Amerykańskie powietrze to zapach za którym tęsknię, jednak nie na tyle, by spędzić w USA dożywotnie wakacje . . .

Zawody w nartach biegowych po SkateParku. Dziwne, krzywe rampy, w pewnych miejscach ośnieżone w innych zakończone ostrymi drewnianymi krawędziami, na których łatwo można połamać długie i cienkie narty. Strome schody, za chwilę niemal pionowe podjazdy, wjazd do szafy. "Tylko ostrożnie, by odpowiednio wjechać na szyny!" Mebel, w którym zazwyczaj trzymam ubrania, przelatuje wraz ze mną nad małą przepaścią i dalej jazda w dół po ośnieżonej zjeżdżalni.

Kobiety i mężczyźni biegną razem. W mojej kategorii jestem ostatnia, ale zostawiłam już za sobą kilka osobników płci brzydkiej. Wyrównuję bieg z jednym, by pogadać o ciężkich warunkach, w jakich odbywają się zawody. Nagle czuję ogromny przypływ siły. "Ten podjazd będzie mój" W prawo, w lewo, zawróć. . . Koniec zawodów. Co prawda bez zwycięstwa, ale kilu facetów udało mi się wyprzedzić. "Ale co to? Oni zrezygnowali! Jestem ostatnia!" Ogarnęła mnie gorycz i niesamowita chęć zemsty. Nie zważając na przewrażliwiony amerykański system ochrony, chwyciłam pojemnik z olejem i rozlałam przed hangarem, w którym odbywały się biegi. Bardzo starannie rozprowadzałam stróżkę łatwopalnego płynu, by ogień dotarł prosto do samochodów moich przeciwników, dzięki którym to właśnie JA znalazłam się na ostatniej pozycji.

- Ok Mark. Możemy ruszać- powiedziałam wsiadając do białego Lancer Evo. I może nigdy by nas nie znaleźli, gdyby Zuzi nie zachciało się do WC. Zaparkowaliśmy pod drzwiami toalety na na jakimś korytarzu, który wyglądał jak poczekania. W tym czasie zdążyły już o nas trąbić wszystkie amerykańskie stacje, podając numery rejestracyjne i markę samochodu. Ucieczka nie miała sensu. Przed maską stał niewysoki, umundurowany człowieczek i niezrozumiałym dla mnie angielskim, bełkotał coś do swojej ogromnej krótkofalówki.

Moja wina szybko została udowodniona. Cóż, nagrania video nie kłamią. Zuzia i Mark zostali uniewinnieni, a mi wręczono pomarańczowy identyfikator z numerkiem określającym moją kolejność w następnym przesłuchaniu. "Rozumiem, że ma pasować do pomarańczowego kombinezonu, który lada chwila dostanę w prezencie od Amerykańskiego Rządu.

Zapisy na przesłuchania przyjmowała całkiem sympatyczna para Amerykanów w średnim wieku. Wzięłam Zuzie jako tłumacza i podeszłam do nich, pokazując mój identyfikator.
- Ona mówi, że dziś już Cię nie przyjmą. Przesłuchania trwają tylko do 19.00 i mają już komplet. Możesz umówić się na jutro albo czekać - powiedziała Zuz.
Chwilę potem obydwoje mówili już świetnie po polsku i zgodnie stwierdziliśmy, że służby amerykańskie są po prostu świetne. Szybko zareagowały, dzięki czemu nic nikomu się nie stało. Szkodliwość społeczna czynu - zerowa i w sumie przecież nic wielkiego się nie wydarzyło. Raczej nie ma sensu żebym przychodziła na przesłuchanie do starego młyna przy drodze krajowej nr 7 na odcinku Kraków - Zakopane.

Uff. . . Jak dobrze. Wizja spędzenia kilku czy może nawet kilkunastu lat z Afroamerykańskimi, wrogo nastawionymi mamuśkami nie była dość przyjemna.

2 komentarze:

  1. Oj Korus Korus, tobie to tylko jakies kryminaly w glowie hahaha
    zuz

    OdpowiedzUsuń
  2. odkąd czytam te Twoje sny to samej mi się śnią jakieś odklejone hardcore'y :D

    OdpowiedzUsuń