Abstrakcyjne i całkowicie odklejone od rzeczywistości. Czasem przerażające, śmieszne, a nawet prorocze.

Sen - zniesienie świadomości, surrealistyczna projekcja w mojej głowie.



wtorek, 23 marca 2010

TORT

Biszkoptowy, piękny puszysty tort z czekoladową polewą, spływającą po bokach.
- Tylko nie jedzcie - prosiła mama. Ale gdzie tam. Dla mnie i Agula wszelka "łakoć" jest to zdobycia. Z każdego smakołyka na pewno da się uszczknąć chociaż ociupinkę, bez naruszenia jego wyglądu zewnętrznego.

Pochyliłyśmy się nad tortem próbując wyskubać co nieco. (Wypiek docelowo był dla Wiolki, przyjaciółki Agula.) Tym razem, nie udało się nam jednak dyskretnie urwać kawałeczka, ani nawet spróbować zastygającej już polewy czekoladowej. Tragedia, wszystko popękało. Z całej okrągłości pozostały jedynie trzy duże kawałki wyglądające jak po trzęsieniu ziemi - 6 stopni w skali Richtera. Nie wiem czemu, ale wcale nie przejęłyśmy się specjalnie zaistniałą sytuacją. Wręcz przeciwnie zaczęłyśmy pałaszować w najlepsze.

Smakowitą degustację przerwały odgłosy orkiestry. Spojrzałyśmy w dół przez okno. Wąską uliczką, obrośnięta dookoła szarymi, odrapanymi elewacjami, dumnie maszerowała równie szara orkiestra. Na jej czele wyróżniała się tylko jedna postać.
Wiola, a raczej najpierw szedł bęben, a do niego przyczepiona Wiola. (Gdyby położyła się na plecach, patrząc z daleka, możnaby sądzić, że to ślimak muszelką na grzbiecie) Duży, okrągły bęben, zawieszony na jej szyi w taki sposób, by membrany znajdowały się po lewej i prawej stronie. Ku naszemu zdziwieniu, instrument okazał się ogromnym tortem, z kolorowymi warstwami ociekającymi bitą śmietaną i wisienkami.
- Jak dobrze, że Wiola ma ten swój TORT - odetchnęłyśmy z ulgą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz