Ktoś krzyknął “Uciekajmy! Nie mamy już tutaj czego szukać!” Trzeba było zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i wraz z tłumem przedzierać się przez wąskie uliczki wśród szarych kamienic.
Gdzieś daleko za nami banda młodych żołnierzy z listonoszkami wypełnionymi tumanami krzu wymieszanych ze splatanymi włosami i śmieciami, niczym z wnętrza starego odkurzacza rozpierzchła się po dzielnicy. Jeszce przed chwilą świętowaliśmy tam, bawiliśmy się śpiewając i tańcząc wśród kolorowych latarni.
Ze swoją torbą, w której ciągle nie byłam pewna czy mam wszystko co niezbędne, szłam w tłumie pospiesznym krokiem, zerkając za siebie czy aby gdzieś za mną nie czai się ręka pełna “brudów z odkurzacza”. Atak polegał na wepchnięciu ów tego “materiału do ust. Na szczęście nikomu z moich towarzyszy to się nie przytrafiło.
Muszę trawić do Agnieszki, mieszka to gdzieś blisko. Na pewno będzie w domu i mnie uratuje. W domu będę bezpieczna. “To tutaj! Tu mieszka Aga” - ktoś krzyknął. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze kilka sekund a minęłabym miejsce, w którym mogłam poczuć się bezpiecznie. Okrążyłam dom, ciasno otoczony siatką i zadzwoniłam do drzwi. Na powitanie wyskoczył skaczący z radości mokry jamnik. Uff jestem uratowana.
Usiedliśmy w kuchni. Jej mąż - hippis cierpliwie wysłuchał moich opowieści, a hiszpańska gosposia stanowczo stwierdziła, że musimy iść na odpust. “Muszę tylko zmienić soczewki i będę gotowa”- opowiedziałam. Na szczęście w mojej torbie było wszystko co potrzebne do zmiany szkieł kontaktowych. Wyjęłam jedną wielkości pięciozłotówki i z trudem starałam się umieścić ją w oku. Sprawa nie była prosta. By to zrobić, musiałam wyjąć z mojej buzi dwie jednorazowe reklamówki oplatające mój język, od obecności których zależało to, czy będę mogła zmienić soczewki. “Dobra podaruję sobie. Jeśli już jest bezpiecznie to chodźmy na ten odpust”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz