Urodził się mój synek - cudny mały człowieczek, którego pokochałam od pierwszego wejrzenia. Jak każda mama zachwycałam się jak mądre i cudowne jest moje dziecko.
- Tato chodź zobacz jakiego mam synka! - zawołałam wybiegając do pokoju obok. Lecz gdy weszliśmy do pomieszczenia w którym zostawiłam małego, mój nowo narodzony cud, już siedział i machał rączkami. Dziwne . . . Przecież dopiero co się urodził. Oczy miał wybałuszone, a głowę zdecydowanie większą niż powinien. Gdy pogłaskałam go po jasnych anielskich loczkach przemówił:
- Z tygodnia na tydzień będę coraz starszy. Muszę wracać na swoją planetę. Polecisz ze mną? - zapytał i spojrzał błagalnym wzrokiem.
Tydzień później niemowlak był już nastolatkiem. Siedzieliśmy na ciepłych od słońca skałach, kiedy syn ponownie zadał pytanie o wspólny powrót.
- Nie mogę lecieć z Tobą - mówiłam z żalem - Nie wiem, czy na Twojej planecie są dla mnie odpowiednie warunki do życia . . . Może za dwa tygodnie stanę się babcią, a Ty będziesz już dorosłym kawalerem. . . . Serce rozdarte żalem i tęsknotą ustąpiło racjonalizmowi. Przed wylotem odebrałam jeszcze ostatni telefon od syna.
- Dzwonie się pożegnać. Zosia W. też jest z tej planety!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz